"Sambucus nigra" (bosanoga zimowa)

 
To było jesienią, jak tylko jesienią
zamienić się można na liście z bocianem:
- Ach leć, mój boćku, nim słońca się zmienią,
a ja tu zostanę, w lód łąki schwytany.

Bo widzisz, ptaszysko - ty przydasz się jeszcze,
to ciebie czekają z wiosenną tęsknotą,
a mnie to... ech, bociu... i tak zmyją deszcze
i tak z młodą trawą pomiesza mnie błoto.

Ja tutaj za ciebie na zimnym postoję,
a ty bocianuchna siooo... do ciepłych krajów!
Ja żabki kiszone pochowam ci w słoje,
bo dziś nie wiadomo co to będzie w maju


I tak mu mówiłem, a on - łeb przekrzywił
i dziobem mnie! dziobem! - pocieszał mnie dziobem:
Będę pamiętał cię, patrząc... o! - w pokrzywy,
aż tyle obiecam, bo więcej nie mogę
.

I fru.. fru... poleciał, jak lecą bociany -
na pewno gdzieś teraz depcze darnie włosy?
A ja?... a ja płaczę, ja napucham młami
babiskom wyłażę dziurkoma od nosy.

A ja się rozklyjam ściskany na mrozie
i mom buty z tafli zimowych przymrosków;
- O bozie... o bozie... bozie mój ti bozie,
toć po mni ostanie jeno kupa prosku?





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz