Spóźniona ballada
Raz zakochali się Rudy i Ruda.
Październik ścielił pod nogami liście
i całowali się tak płomieniście,
że zapomniała ogona wiewiórka.
Lecz wkrótce przyszły kłopoty, na biało
zamarzły ławki, poczerniały wrony.
Śnieg nawet padał od rudy aż słony
i zawsze w oczy akurat im wiało.
Więc w świat ruszyli, odnaleźć coś swego,
na mlecznych polach, rzekach skutych lodem
obnosząc łzawą, płomienną żałobę -
Rudy i Ruda z czasu jesiennego.
Próżno pragnęli w tym bezbarwnym piekle,
wśród srogiej zimy postawić dom złoty -
gdy stał gotowy spełnione tęsknoty
diabelski chichot rujnował zaciekle.
W końcu zamarzli. Lecz Bóg Rudowłosy
wielką miłością ujęty za serce,
płonące rdzami znów wzniecił kobierce
i w październikach pochylił traw kłosy.
Wciąż w nich całują się Rudy i Ruda,
jesień do wtóru zaczesuje liście
i jest tak rdzawo, puszysto i mgliście,
że w nic nie wierząc - wszędzie widzę cuda.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz