Powrót
Na jeziorze już cisza. I tylko rozblaski
kąpią puchy łabędzie w pomarszczonej fali.
Niesie wiatr pajęczyny, zamarłego lata
odgłosów kruche nitki i chowa gdzieś w dali.
Więc stoję. Niewysłowna. Z głową pod chmurami,
sukni zieleń soczysta bezmiar smutku plami
zdając się zwielokrotniać żałosność jesieni.
Jakbym nagle wtargnęła śmiejąca, radosna
wznosząc echa uśmiechów w ciemnej, chłodnej sieni
do domu, w którym pachnie świeżo ścięta sosna,
dokańczają się świece w konarach lichtarza.
W ostry ból zrozumienia: nie ma już gdzie wracać.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz